Archiwum 06 czerwca 2005


cze 06 2005

Asertywność (trudne słowo) i eufemizm...


Komentarze: 5

Asertywność - oznacza zdolność człowieka do szczerego, zrównoważonego i precyzyjnego wyrażania własnych myśli, przekonań, przeżyć i pragnień.

Oznacza też zdolność do powiedzenia "NIE". "NIE" też jest odpowiedzią. Czy mogę liczyć, że to zrobisz Tomku, że przyjdziesz?......

Miał przyjść i pomóc. Rozumiem, że perspektywa wstania rano w sobotę jest średnio miła, szczególnie jeśli co rano trzeba wstawać jeszcze wcześniej i zasuwać do pracy. Tylko zę po primo: od czegoś się czasem ma przyjaciół, a po secundo: jeśli się powiedziało, ze coś się zrobi to potem wypada to zrobić (albo wcześniej odpowiedzieć "NIE" zamiast "TAK").

Zabolało i zdenerwowało jakoś szczególnie bo to przyjaciel. Bo o tych osobach, które tylko miały dać znać czy będą czy nie nie wspomnę, za dużo ich, a wysłanie smsa, maila, telefon lub zostawienie info na gg widocznie ich przerosło.

Asertywność, ale z innej beczki zaprezentowały te osoby, które już w sobotę ok.12 zadecydowały, że jednak nie przyjdą na imprezę (miło uprzedzić z tak dużym, kilkugodzinnym wyprzedzeniem, nie?). Do tego dzień wcześniej stawałem bardzo w obronie Kasi, podając Jej zachowanie jako przykład i powód dla którego należy imprezę zrobić, nice...

Eufemizm - wyraz lub zwrot, który zastępuje inne wyrazy, które z różnych powodów wydają się być zbyt dosadne lub nieprzyzwoite.

Przykład? Jak nazwać eufemistycznie dziecko, które zjadło swoich rodziców? sierotka :)

Inny przykład eufemizmu znajdziecie na poniższych zdjęciach, zrobionych w jednej z łódzkich knajp. Sorry za jakość ale to tylko aparat z telefonu komórkowego.

Image Hosted by ImageShack.us Image Hosted by ImageShack.us

P.S. No i eufemizmem można nazwać to, że jestem delikatnie zawiedziony postawą w/w znajomych. :(

chandler : :
cze 06 2005

"Bombowy" weekend :)


Komentarze: 0

Życie dopisuje kolejne historie do mojej notki nt miasta Łodzi :) W piątek centrum sparaliżowane z powodu "bomby" (czytaj reklamówka z kupą papieru i spinaczami, czy coś w tym stylu). W sobotę sukces większy - udało się wykopać prawdziwą bombą lotniczą (znów Piłsudskiego wyłączona na parę godzin + ewakuacja np.Galerii Łódzkiej - to się ludziska ucieszyli). Jak widać nie ma się jak nudzić w naszym mieście. Co do mnie to ja też w weekend nie nudziłem się zbytnio. W piątek zupełnie niespodziewanie udałem się w miłym gronie na mecz Ligi Światowej siatkówki Polska-Grecja. Co prawda bilety przepłacone u konika, miejsca kiepskie ale atmosfera, emocje i wynik jakoś to wynagrodziły :D Jak te prawie 10 tysięcy osób ryknęło hymn to aż mi ciarki przeszły po plecach (serio!!), kto był kiedyś to wie o czym mówię, a kto nie był raczej nie zrozumie, jeśli sam nie doświadczy. W sobotę Polska też wygrała (tym razem do zera) + reprezentacja piłkarska tak samo więc humor dopisywał (a poprawił go jak zwykle Darek Szpakowski - geniusz mikrofonu, człowiek, który z tą swoją poetyką ględzenia o niczym mógłby śmiało startować w konkursie na wieszcza :)

Wieczorem kino i film "A lot like love" ("Zupełnie jak miłość") - ani nie rozczarował ani nie olśnił, parę momentów bardzo zabawnych, ale końcówka do przewidzenia 20 minut przed co najmniej.

A teraz, po tym miłym okresie czasu znów dopadł mnie poniedziałek i "przemiła" perspektywa notatek z zobów... ech...

chandler : :