Archiwum 08 grudnia 2005


gru 08 2005 Lepiej późno niż wcale
Komentarze: 4

Znacie ten dowcip: "Jakie są 3 najgorsze lata w życiu blondynki? - szósta klasa"  ?? No więc pragnę powiadomić, że właśnie udało mi się zakończyć sesję letnią (sic! 7. grudnia!!!) i po latach starań doczołgać się do 4. roku studiów prawniczych... Szczerze mówiąc zadziwian sam siebie, tzn. nie czuję jakiejś specjalnej radości, raczej jestem trochę zmęczony. Nie miałem nawet z kim poświętować, zapić czy coś bo Tomek jeszcze ryje do KPC (to swoją drogą chyba jedyny wydział na którym tak gnoją studentów - tzn. fajnie że nas dopuszczają do egzaminów, ale czy naprawdę nie można mniej oblewać?? Czasami człowiek naprawdę się uczy, sporo wie i wylatuje z pałą. Bo tak.), Radek jest w domu, podobnie jak moje kochanie (w sobotę egzaminy na aplikację). A reszta znajomych bliższych jakoś dziwnym trafem nie poszła w moje ślady i zamiast zostawać studentem-długodystansowcem studia pokończyli i pracują, praktykują i inne takie rzeczy, które sprawiają, że wyjście na miasto w tygodniu jest niemożliwe. :(  Nie cieszę się tak jak powinienem również dlatego, że to dopiero początek. Teraz czeka mnie mnóstwo spraw do załatwienia. Na plan pierwszy poszedł dziś samochód. Dobrze, że śnieg zaczął porządnie padać dopiero teraz i że nie musiałem nigdzie jeździć. W każdym razie mam już zimówki, hamulce działają nieco lepiej, wszystkie żarówki powymieniane, podobnie jak olej i płyn chłodzący, bla bla bla

Druga kwestia to uporządkowanie spraw na uczelni. Znaczy jutro biegnę do dziekanatu oddać indeks, podstemplować legitymację, a potem muszę znaleźć jakichś przemiłych wykładowców, któzy przyjmą mnie na wykłady z mojej specjalizacji, a potem na tych wykładach wyłowić jakieś bratnie dusze i skserować to na czym mnie nie było - bo przecież sesja się zbliża (brzmi to jak okrutny żart... :-(

Po trzecie muszę się w końcu rozejrzeć za jakimś zajęciem, które będzie przynosiło jakieś wymierne efekty materialne, choćby niewielkie. Co przypomina mi z kolei, że idą święta i nie wiem za co prezenty kupię. No dramat. A skoro święta to potem sylwester. Fajnie by było pojechać do Kasi na działkę, ale czasem czuję, że Jej to narzucam. Z różnych względów jej ochota do życia wynosi mniej więcej tyle co ochota do życia kamienia. Czas jest najlepszym lekarzem, ale póki co to kiepsko... No a co do sylwka jeszcze to jakoś kiepski odzew. Zresztą nie wiem już w końcu czy mam mówić ludziom, czy nie? Kasia musi się zdecydować czy chce robić i kogo chce zaprosić.

Rodzice oczekują pomocy przy remoncie mieszkania. Dobra. Byle tylko nie z moim ojcem nad głową wrzeszczącym, że źle, krzywo, nierówno, nie tak i w ogóle do dupy. Czyli po prostu - bez ojca, bo on inaczej raczej nie potrafi.

Niedługo znowu napiszę. W końcu na razie nie muszę zakuwać... ufff

chandler : :