Najnowsze wpisy, strona 3


wrz 26 2005 dodatek
Komentarze: 2

Ponieważ co po niektórzy marudzą, że mało i zbyt lekko pesymistycznie to dopisuję: mama mojego kochania miała wypadek smochodowy, Ze swojej winy-źle. Nic się nikomu nie stało-dobrze. Samochód uszkodzony ale nie baaaardzo poważnie (choć wciąż w naprawie) - tak sobie. Dostały zastępczy - dobrze. Zastępczy już 2 razy nawalił - źle. Zastępczym okazał się ich dawnym samochodem, który (nie z ich winy) im rozbito 3 lata temu i był do kasacji - fatalnie, aż strach pomyśleć co jeszcze jeździ po naszych drogach. Kiepskie perspektywy z egzaminem - fatalnie. Beznadzieja jeśli chodzi o pracę dla mojego kochania. Umówmy się, że 560 złotych za 8 godzin * 5 dni w tygodniu płatnych praktyk to nie jest oszałamiająca oferta dla osoby która przeszła przez studia ze średnią coś koło 4,8... Dodam, że robota miała polegać na pisaniu jednego rodzaju pisma procesowego a w końcu i tak zaproponowali komuś innemu. Dziś natomiast zadzwonił pan mecenas (po ponad miesiącu zastanawiania się) i okazało się, że "nie zatrudni jednak nikogo, bo go nie stać"... Nie stać? Na 800 złotych miesięcznie? No to biedaczek... Chyba trzeba mieć więcej znajomości bo bez tego ani rusz... I to jest smutne. Tak jak to, że 60% z naszych rodaków nie widzi sensu oddać głos... Mój entuzjazjm, jego fala rozbija się o rzeczywistość, obojętność. Najgorsze jest to że wiem, że mogłoby być inaczej...

chandler : :
wrz 26 2005 gorączka piątkowej nocy (i nie tylko)
Komentarze: 3

Tak całkiem niespodziewanie... Napiszę parę zdań. :D Stęsknił się ktoś? Piątek spotkanie w "Kaliskiej". Szok pierwszy - bez problemu miejsce dla 10 osób przy 2 porządnych stolikach o 20.00 w piątek. Szok drugi - koleżanka mojego kochania wróciła z Niemiec i przywiozła ze sobą swego faceta (Niemca oczywiście). Przewidywałem tragedię - tzn. że będę musiał go zabawiać rozmową podczas ich plotkowania starając się przypomnieć sobie coś więcej w języku naszych zachodnich sąsiadów niż: "zwei mal bier bitte" :D Na szczęście Marco (gdyż tak ma na imię rzeczony delikwent) sprawnie sprechał po angielsku (bo to studiował), po drugie gadaliśmy o piłce (wiadomo) i polityce (temat trendy - wiadomo wybory plus on coś też studiował z tym związanego) więc wyszło lepiej niż mogłem sięspodziewać. Okazało się również iż prawie wszystko po niemiecku rozumiem (przynajmniej z rozmowy Marco-Kasia K. - przyjaciółka z liceum obecnie w szczęśliwym w związku z moim kolegą ze studiów Adamem). Trochę piwka i tańczenia - tego mi było trzeba. Choć coś mi się widzi, że żeby zdać to g...o trochę jeszcze poczekam. Dlaczego? Powiedzmy, że bardzo intensywnie zaangażowałem się w kampanię wyborczą (niestety ze skutkiem gorszym niż można było mieć nadzieję). Tak przy okazji - po raz kolejny mogłem się przekonać, że ludzie są różni, dla niektórych coś takiego jak mówienie prawdy jest nie zawsze koniecznością, a słynne słowa "Zachowaj mnie Boże od przyjaciół, z wrogami sam sobie poradzę" są jak najbardziej aktualne. No i w końcu sprawa trzecia (nie szok) - fantastyczną sprawą jest to, że o 2 w nocy na Pietrynie można po znośnej cenie kupić całkiem smaczne jedzenie, na które czeka się 2 minuty (magiczne okienko - podróbka Sphinxa). I to na razie tyle.

chandler : :
sie 24 2005 polskie ZOO??
Komentarze: 8

Jest taki angielski film p.t. "Wszystkie stworzenia duże i małe" (m.in. A.Hopkins, młodziuchny :-) Rzecz o weterynarzu, jego asystencie, zdobywaniu zaufania, miłości, a potem w tle rozpoczynająca się właśnie II wojna światowa. Trochę śmiesznie, czasem poważniej. To teraz ja napiszę o moich prywatnych stworzeniach i przygodach z nimi. W zasadzie to mini-fotoblog ;)

1. GACEK

"Pamięć dobra, ale krótka" mawiają i tutaj sprawdza się to co do joty. Zapomniałem opisać tę małą przygodę w notce o wyjeździe w Tatry. Otóż ostatniego dnia wieczorem siedzieliśmy sobie z moim kochaniem jedząc obiado-kolację, gdy nagle z położonej obok kuchni wleciało jakieś małe stworzonko i zawracając błyskawicznie nad naszymi głowami przez uchylone drzwi udało się w górę domu, to jest do części mieszkalnej. Moje słonko udało się więc do kuchni (w której jak się okazało były otwarte drzwi na podwórko) do naszych znajomych górali (którzy akurat gościli zaprzyjaźnione małżeństwo z sąsiedztwa) i mówi: "Przepraszam, ale tutaj wleciał jakiś wróbelek..." A na to sąsiadka-góralka: "Gacek! Tak jak na moich imieninach!" A widząc zadziwioną minę mojego kochania (otwarte w zdumieniu usta i duuuże okrągłe oczy) dodała mniej pewnym głosem: "No... nietoperz". Faktycznie wróbelek okazał się malutkim nietoperzem, którego złapanie w koc w celu wypuszczenia na dworze zajęło jakieś 10 minut przy akompaniamencie krzyków i pisków, gdy wystraszone zwierzątko uciekając furkotało skrzydłami w niewielkiej odległości od twarzy...

2. ŚWIERSZ GIGANT

W ostatni piątek złapałem z bratem świerszcza. Dużego. Naprawdę dużego. Przepraszam za jakość zdjęć - kamerka jest jaka jest, a przy słabym i sztucznym świetle robi się bardzo kiepsko. Mimo to wybrałem takie zdjęcie na którym widać drania dość dokładnie. Image Hosted by ImageShack.us Ten w słoiku to świerszcz, w tle mój brat - nie pomylcie się... Image Hosted by ImageShack.us A na drugim dokładamy nasze dłonie do słoika, żeby pokazać rozmiar owada. Miał dobre 7 cm. Ale najlepsze jest to, gdzie go schwytałem. Jadę sobie wieczorem samochodem, podziwiam piękny księżyc (chyba pełnia - czyżby to działało nie tylko na wilkołaki, ale i na świerszcze???), filuję w prawe boczne lusterko, a na lusterku siedzi owad, który je w połowie zasłania... Zwoliniłem nieco z zamiarem zatrzymania się przy pierwszej nadażającej się okazji i wykonania zdjęć aparatem z komórki. Tak też zrobiłem i sądziłem, że świerszcz zaraz grzecznie się pożegna i zniknie. A tu proszę - spodobała mu się jazda i przespacerował się przez pół przedniej szyby aż na dach i tam dojechał ze mną aż do domu (nie spadł skubaniec mimo prędkości 40-70 km/h). A rano wypuściłem go przed blokiem mojego kochania na zieloną trawkę, bo u mnie tylko beton...

3. PAPUGA

Po wypuszczeniu świerszcza odwoziliśmy moją babcię i ciocię (siostrę mamy) do rodziny w Jarosławiu. Podróż minęła bez przygód. Za to na miejscu okazało się, żę rodzina ma papugę. Papuga jest dość często wypuszczana z klatki i lata sobie swobodnie po mieszkaniu. Ma swoje ulubione miejsca do siadania, a jest dość towarzyska i bezpośrednia. Oto dowód :-) Image Hosted by ImageShack.us W ten oto sposób ujawniłem swe oblicze...

chandler : :
sie 19 2005 cyrk / na co zwracasz uwagę u płci przeciwnej...
Komentarze: 6

"Już od rana w całym mieście ludzie podekscytowani bo przyjechał chodzą wieści cyrk wspaniały z Danii. Chodźcie bo pokaz słonia, patrzcie - męski duecik no i kobita z brodą - bawmy się jak dzieci". To cytat z piosenki p.t."Cyrk" z repertuaru Jacka Kleyffa czy też może kabaretu Salon Niezależnych, która doczekała się różnych przeróbek (ja usłyszałem ją po raz pierwszy w wykonaniu Elektrycznych Gitar. Swoją drogą kto jeszcze pamięta ten zespół? Ech, to był czasy...) a która ma pewne odniesienie do dalszej części notki... Ale do rzeczy: parę dni temu na blogu ambiwalencji wywiązała się dyskusja nt wyglądu, zwracania na niego uwagi. I rzuciłem pytanie : na co Ty zwracasz uwagę poznając osobę płci przeciwnej? Ponieważ nie udzieliłem odp, pozwolę sobie zrobić to tutaj. Jest to kwestia skomplikowana. Myślę, że mogę wymienić uśmiech, oczy, ogólnie twarz, ważne jest też to jak ta osoba się zachowuje - czy jest wesoła, z poczuciem humoru, lubi się bawić (nie wiem czemu ale założyłem, że takie spotkanie nowych osób to albo nasiadówa w domu, ew.pubie albo wyjście do klubu). Prawda jednak jest taka, że ciężko poznać inną osobę i bardzo ją polubić, zaufać od razu. Na to potrzeba czasu i obserwacji jaki ma charakter. Tak też pisała większość osób. Czyli, że nie tylko wygląd zewnętrzny ale i wnętrze ma znaczenie. W sumie budujące :) Bywają jednak przypadki prawie beznadziejne (a czasem wręcz tragiczne) kiedy wnętrze schodzi na plan dalszy.

UWAGA! DALSZ CZĘŚĆ NOTKI NIE MA NA CELU OBRAŻENIA KOGOKOLWIEK, OSOBY NADWRAŻLIWE PROSZĘ O WYBACZENIE, NAPRAWDĘ NIE CHCIAŁEM. :)

Taki właśnie przypadek spotkałem wczoraj z bratem w supermarkecie. Przypadek był panią sprzedającą wędliny. I wszystko byłoby OK, pani była miła i się uśmiechała tylko te jej wąsy... Jak to wyrazić... Były zdecydowanie bardziej dorodne od zarostu mojego brata. Ja wiem, że hormony itp. itd. i różne przypadki już widziałem, także wśród rówieśniczek, ale czegoś takiego jeszcze nie. Kurde, pani nie posiada najpewniej lusterka ani szczerej i życzliwej osoby która by coś doradziła. Przecież nawet jak organizm świruje to można go "naprostować" choćby za pomocą maszynki do golenia...

chandler : :
sie 19 2005 ciamajda
Komentarze: 2

Ciamajda czyli ja. Od małego nie znosiłem przechodzenia przez ogrodzenie. Nigdy nie byłem jakoś super sprawny, gibki  itd. i nie szło mi to tak sprawnie jak rówieśnikom co rodziło czasem uśmiechy prowadzące do jeszcze większej niechęci i rozlicznych kompleksów (leczyłem się, ale oko nadal lata... ;-) O fakcie rozdarcia spodni o drut kolczasty nie wspomnę... No więc dziś zostałem niejako zmuszony przeżyć swą traumę na nowo. Odwiedzałem babcię na działce, a prócz niej przebywa tam daleka ciotka oraz brat cioteczny (od IX idzie do gimnazjum) oraz pies. Przebywała też piłka, ale nieszczęśliwym trafem znalazła się u sąsiadów (wyjechanych od początku miesiąca). Jak się okazało nie był to pierwszy taki przypadek i wujek Jacek (ojciec w/w brata ciotecznego) umie przechodzić na drugą stronę przez siatkę i w ogóle jest połączeniem He-Mana z Supermanem... A że mogłem się spodziewać że relacja zostanie puszczona w rodzinie dalej + towarzyszyło mi moje kochanie (przed którym nie mogę wyjść na totalnego ofermę, nie?) postanowiłem również zostać super bohaterem. Po siatce się nie dało. Po pierwsze mam duże stopy (numer buta 45/46) i za chiny ludowe nie wetknę ich w te drobne otwory, a jak już znalazłem inny punkt zaczepienia przy słupku to siatka się nieco zatrzęsła (ma się te wagę), co ostatecznie zniechęciło mnie do tej drogi. Udało się natomiast przez bramę (klamka to bardzo użyteczny przedmiot przy wspinaczce - można na niej postawić nogę). Problemem okazało się zejście (dwukrotne) z bramy na dół. Niestety skok był jedynym skutecznym, ale zarazem bolesnym wyjściem (me cudne czerwone buciki mają jak się okazało cholernie cienkie podeszwy, co w zetknięciu z betonem wylanym po obu stronach bramy niekoniecznie stanowi ich zaletę...). I teraz powiem jeszcze tylko jedno - AUUUUU :-/

chandler : :