Najnowsze wpisy, strona 1


lut 08 2006 spaczenie zawodowe???
Komentarze: 5

1. Moje kochanie jest na okres próbny zatrudnione w kancelarii adwokackiej. Wczoraj przyszedł klient, którego owa kancelaria reprezentuje. Sprawę wytoczył mu producent czekoladek Raffaello i Rocher (Ferrero czy jak tam to się zwie - na pewno wiecie o co chodzi). Facet założył firmę, która też robi słodycze. Powiedzmy, że hmmm... zbliżone. Zanczy opakowanie prawie identyczne, wygląd też znajomy - biała kokosowa kulka (bądź też czekoladowa w złotym papierku). Linia obrony - w środku nie ma orzeszka, więc nie jest to podróba... :D

2. Na siłowni wczoraj musiałem podpisać taką deklarację czy coś tam. Oprócz rzeczy pospolitych czyli: imię, nazwisko, pesel, adres itp. znalazło się zdanie takie (cytat z pamięci): "Biorę na siebie pełną odpowiedzialność za zatajenie świadome bądź nieumyślne danych dotyczących mojego stanu zdrowia i wynikających z tego konsekwencji". Nie wiem czy tak dokładnie, ale na pewno taki był sens. No i od razu przykuło to moją uwagę, bo moim zdaniem jest to tzw. "niedozwolona klauzula umowna". No bo jak mogę wziąć odpowiedzialność za to, że nie wiem o wrodzonej wadzie serca, która się dotychczas nie ujawniła, a spowoduje zawał na tej siłowni. Przecież było ostatnio kilka przypadków, że zawodowi sportowcy, badani regularnie w świetnych warunkach umierali w czasie zawodów... I tak sobie pomyślałem, że taka sprawa byłaby do wygrania w sądzie. Jeśli zagląda tu jakiś prawnik to może skrobnie jak myśli? No i czy mnie już całkiem odbiło?? :)

chandler : :
lut 08 2006 surprise
Komentarze: 0

Imieniny miałem. No już tak ponad tydzień temu - 30 stycznia. Moje kochanie zrobiło mi super niespodziankę czyli party z zaskoczki. Takie, że wchodzisz do ciemnego pokoju a tam grupa ludziów wrzeszczy: "niespodzianka!" i zaczyna śpiewać sto lat :-D Z pomocą znajomych i mojej mamy zakupiła i naszykowałą jedzenie i picie. Zabawa była przednia. Szkoda tylko że Radek nawalił. Dosłownie - nawalił się. Dzień wcześniej tak zapił, że nie był w stanie się pojawić. W dodatku to on miał przywieźć laptopa i głośniki, przez co mój miś się pogniewał. Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale było by mi lepiej jakby się dogadali. Przykro mi, że nie przyszedł. Pewnie, że chciał "odreagować", spotkał się z dawno nie widzianym kumplem, ale to nie powód, żeby się doprowadzać do stanu ciężkiego...  No i żałuję, że mój młodszy brat nie dał się przekonać, bo na pewno by mu nie zaszkodziła zabawa z trochę starszymi od niego.

W ramach prezentu dostałem karnet na siłownię. Na tyle porządną, że jak wczoraj poszedłem pierwszy raz to mnie zmierzyli, zważyli, podali ile mam % tłuszczu, wody, ile nadwagi i ile ważą kości i masa mięśniowa. No a potem powiedzieli mniej więcej co, jak i ile robić, żeby zrealizować moje ambitne zamierzenia, czyli zrzucić dwucyfrową (bez konkretów) liczbę kilogramów. Ponieważ na siłowni nie byłem przez rok odczuwam dziś pewne zaczątki zakwasów. Ale co tam - zdrowie, uroda i dobre samopoczucie ważniejsze i jutro znowu idę. Jak jeszcze się w koncu ruszę wybrać godziny basenu to może coś z tego będzie :)

Z innej paczki - jakaś okazja dla rodziny żeby Ci wręczała pieniądze powinna być co miesiąc. Ja na razie mam mniej zmartwień na tym polu. O egzaminach nie piszę bo nie chce mi się uczyć. Echhh... :(

Z pracy w kancelarii, o której kiedyś chyba wspominałem wyszły oczywiście nici. Są inne nadzieje i plany i na pewno dam znać jak coś wypali.

chandler : :
sty 13 2006 skrobanka... :(
Komentarze: 12

Mróz nas znowu nawiedził i trzeba przed jazdą szyby skrobać... W rączki zimno, parkować trudno, z dachów lecą zaspy śniegu i lodu na przechodniów. Jednym słowem brrrr... No i znowu mam ambitne zamierzenia nauczyć się jeździć na nartach. Pytania podstawowe: kiedy? i (może ważniejsze) za co? Wygląda na to, że jedyną opcją jest Bełchatów.

P.S. Ale zmyliłem was tytułem co? ;-P

chandler : :
sty 13 2006 Balcerowicz musi odejść?? w zasadzie odszedł......
Komentarze: 0

Po kolei. Odszedł dosłownie od mojego serdecznego kolegi Tomasza, który wczoraj przebywał z "gospodarską wizytą" w stolicy naszego urokliwego kraju. Mineli sie na pasach. Jakiś omen?? I widać, że Warszawa też ma jakieś atrakcje ;-P

O polityce nie będę pisał, choć hasło z tytułu coraz bardziej realne. Chyba trzeba się zacząć przyzwyczajać do słów: "premier Lepper powiedział...". Taaaa... :(

Acha - byłem dziś na rozmowie w sprawie pracy. Może ktoś ma propozycję ile mogę (ewentualnie) chcieć za prowadzenie sekretariatu i pisanie pism procesowych w kancelarii 2 pań radczyń prawnych i jednej pani adwokat w wymiarze czasowym pon.-czw. 10-18????? Wiadomo coś będzie w next week.

chandler : :
sty 06 2006 Sylwek na zadupiu
Komentarze: 3

Weny brak, ale w końcu coś by skrobnąć wypadało. Wyjechaliśmy w piątek, dwa samochody i osiem osób. Warunki (jak może pamiętacie) fatalne. Tak fatalne, że zaczęło się od dyskusji i kłótni czy w ogóle jechać (mimo, że to tylko 60-70 km). W dodatku mój mózg zrobił opcję "OFF" co doprowadziło do tego, że początkowo wiozłem 3 osoby z ich bagażami + zapasy na 3 dni + alkohol na 3 dni + komputer - pakowanie się było niezwykle zabawne, zwłaszcza dla K2 i Ilony siedziących z tyłu. W dodatku przez to pakowanie i fatalne warunki to drugi samochód zabierał moje kochanie, które oczywiście nie omieszkało strzelić focha z tego powodu (częściowo usprawiedliwionego truciem Jej rodzicielki, czyli: "nie puszczę Cię nigdzie w taką pogodę" Taaa... Lubię takie uwagi od "miszczóff" 4 kółek :) Szczęśliwie dojechaliśmy na to zadupie Kurnędzem zwane (nawet przez wsie i drogi szesnastej kolejności odśnieżania się udało. W zasadzie to najgorzej było u Tomka przed blokiem. Serio!!!). Na szczęście Kasia wpadła na to by kupić łopaty do śniegu i jakoś zrobiliśmy miejsce na auta, odśnieżyliśmy bramę i drogę do domku, a potem ścieżkę do drewna. Udało się też rozpalić kominek (suuuuper) i uruchomić piec i elektryczność (choć z przygodami). W dodatku wiem już po co się pasłem cały rok i monstrualnie przytyłem - to nie ja byłem "szczęśliwcem", który musiał schodzić do studzienki i odkręcać zawory :-P

Drugi dzień, czyli sylwester, upłynął pod znakiem odśnieżania drogi nad Pilicę (normalnie 5 minutowy spacer zajął nam jakieś 45 minut). Zabawy było co niemiara, głównie dzięki mojemu genialnemu pomysłowi, żeby "uwolnić drzewa". Uwolnić czyli zrzucić z nich śnieg. Początkowo potrząsając gałęziami, potem (aby podnieść tempo i skuteczność) kopiąc w pień... Zdjęcia niżej... :)

Wieczorem niespodzianka - oprócz 3 kolejnych osób (zapowiedzianych) przyjechali również Agata z Radkiem. Kurde, zaskoczyli mnie, bo gadaliśmy chwilę wcześniej przez komórkę i zapewniali, że właśnie dojeżdżają do Kielc, gdzie pierwotnie mieli imprezować. Ale nie powiem - wejście mieli niezłe.

O samej imprezie napiszę tylko tyle, że było sympatycznie. Jedzonko smaczne, a cytrynówka mojej i Tomka roboty cieszyła się wzięciem. (jak zwykle, mimo że tym razem robiona była nie z kupnej czystej a ze spirytusu z wodą).

Najśmieszniej było w niedzielę wieczorem - została nas tylko szóstka, ale bawiliśmy się przednio (kalambury). A wcześniej lepliśmy bałwana. Hiszpańskiego (widać, nie?). Ochrzciliśmy go Manuel. A teraz proza życia. O tym innym razem.

FOTY: 1. zadupie i jego drogi, nasze auta itp.

2. na czele grupy specerowej - wytyczając szlaki

3. uciekam przed kopniętym (uwolnionym) drzewkiem, a raczej tym co na nim...

4. bałwan Manuel

chandler : :