Archiwum czerwiec 2005, strona 2


cze 13 2005 Moja prywatna arka noego
Komentarze: 2

Miejsce akcji: basen, czas: poniedziałek, 21-21.45

Zacząłem ponownie chodzić ostatnio na basen. Wszystko miło fajnie, czepek w końcu nie za mały, okulary nie uwierają. Jest jeden problem - inni ludzie, którzy również tam pływają. Jednego z nich z Radkiem mianowaliśmy morsem vel wielorybem. Morsa przypomina posturą-gruby z wąsami. Dodatkowy "zwierzęcy" atrybut to zapach, który roztacza w promieniu 5 metrów. Stąd druga ksywa-wieloryb (uznaliśmy, że ten smród to tran :) Dziś natomiast dołączył goryl - facet z naprawdę włochatymi plecami. Brrrr. Sorki, ale dla mnie to bardzo mało estetycznie wygląda i jakoś tak dziwnie się czułem wchodząc do wody (przepraszam, jeśli ktoś się urażony poczuł, ale takie jest moje zdanie nt włosów na plecach i nie zmienię go). Samo pływanie poszło już naprawdę sprawnie, daliśmy sobie trochę w kość i czuję się zmęczony (ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu). Podsumowując: "Taki gruby i włochaty może w wodzie być, taki ja, taki Ty możesz w wodzie być !"

Z innej beczki: "Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie", czyli Pismo Święte o p2p (porównaj Mt. 10,9). Wiadomo - ta lektura jest aktualna w każdej epoce.

Chciałbym również w tym miejscu serdecznie pogratulować mojemu koledze ze szkolnej (licealnej) ławy imć Szałasowi, który właśnie został magistrem inżynierem. Oklasky !!! :D

 

chandler : :
cze 13 2005 trzy dni których nigdy dość - weekend
Komentarze: 3

Jestem zły. Z powodu pierdoły jak zwykle. Tym razem funkcję pierdoły pełni Outlook Express. Zbuntował się i nie chce działać. Co prawda nie zawieram milionowych umów handlowych przez maila, ale jest mi on potrzebny do nie mniej istotnych czynności (konkretnie do sprawdzania czy na którymś z czytanych przeze mnie blogów pojawiła się nowa notka). Prawda, że równie ważne? :-P

To były bardzo miłe 2 doby. Wiem, że to okropne co piszę, ale było tak głównie dlatego, że moi rodzice wybyli na weekend. Nikt się w związku z tym nie awanturował, nie truł mi, nie zlecał "niezwykle istotnych i trudnych zadań, których samemu się absolutnie wykonać nie da" (przykład? sprawdzenie repertuaru kinowego w necie podczas gdy gazeta z rzeczonym rozkładem leży 70 cm od dłoni...). Żeby jednak nie było, że tylko źle piszę o rodzicach - przywieźli mi w prezencie szary bluzo-sweter z zamkiem błyskawicznym na całej długości frontu. Nice and warm :-)

Odezwał się Radek i obiecał podrzucić kasetę z 2. meczem finałowym NBA (zaczyna się za godzinę, około 3 naszego czasu). Ta znakomita wiadomość pozwoli mi iść spać po skończeniu tej notki i nie będę próbował tak jak ostatnio oglądać meczu przez sieć za pomocą transmisji on-line w telewizji chilijskiej (czy coś w tym stylu). I tak się nie dało normalnie patrzeć bo obraz skakał i się "wieszał" co 10 sekund... :(

Zadanie na jutro (w zasadzie dziś) : poświęcić więcej czasu na naukę. (znając mnie małe szanse)

P.S. A poczta się dalej nie chce odbierać, ani z wp ani z onetu. GRRRRR

chandler : :
cze 11 2005 nowy przebój
Komentarze: 5

Moda na Jurka Dudka nie przemija. Mało tego, obserwuję momentami z coraz większym uśmiechem na twarzy jak się rozprzestrzenia :) Uśmiech stąd, że przyjmuje zupełnie nieoczekiwane i zabawne formy. Jeśli ktoś chce np.zrobić sobie maskę karnawałową a'la Dudek to znajdzie odpowiedni odnośnik na tej stronie http://sport.gazeta.pl/pilka/1,35351,2757909.html Dodatkowo również link do strony na której Anglicy pokazują swoje zdolności aktorskie przebierając się za naszego bramkarza :D

Dziś rano zaś na osloskopie natknąłem się na piosenkę na cześć między innymi Jurka napisaną i wykonywaną przez jakichś kibiców Liverpoolu. Przecudna, polecam na każdą imprezę (szczególnie jak śpiewają "Jerzy" - fonetycznie to jakieś "dżerzej"). Jeśli ktoś chce się pośmiać to wrzuciłem na serwer i można sobie ściągnąć stąd : http://s4.yousendit.com/d.aspx?id=1IIL6IF8EZDH30KS80HZXOOPD6 

A więc... DO THE DUDEK!!! :-P

P.S. Mam nadzieję, że link zadziała. 1,5 godziny szukałem darmowego hostingu, w końcu znalazłem taki 7 dniowy i z ograniczoną liczbą pobrań, ale myślę że póki co wystarczy, a jak wstanę i znajdę chwilę to zmienię serwer.

chandler : :
cze 11 2005 gry planszowe i kulinaria
Komentarze: 3

Hmm, piątek minął dość luźno. Odwiedziłem moje kochanie. Tak w ramach obustronnej przerwy od nauki (BRRR, okropne jest to słowo). Namówiłem ją znów na jedną z naszych ulubionych ostatnio rozrywek czyli chińczyka. Z wiekiem dziecinnieję chyba - oprócz fazy na żelki złapałem bakcyla tej banalnej bądź co bądź gry planszowej (ale nie ma to jak zbić komuś pionka 3 pola przed domkiem :-P Jakieś 2 tygodnie temu kupiłem sobie 2 w 1 - chińczyka i warcaby w supermarkecie za 14 złotych i teraz katuję wybranych ludzi coby ze mną grali. Nie ma przebacz. Fajne jest to, że nie jest to klasyczna plansza - naraz może grać 6 osób a nie 4 (czyli jak grają 2 to jest więcej miejsca na zbijanie hihi). Nie wiem skąd mi się to wzięło, może jako odmóżdżenie po nauce i Scrabble?

Lubię wiosnę i lato bo także z powodu obecności w menu rzodkiewek, pomidorów w ilościach hurtowych (na kolację jedliśmy sałatkę - pomidory,ogórki,jajko,feta - mniam :) A już szał w trampkach to truskawki. Ja najbardziej lubię ze śmietaną i z cukrem. Rozgniatam sobie, mieszam, potem wyjadam, a na końcu wypijam to co tygryski lubią najbardziej czyli słodką mieszaninę w/w składników. A jedyny sposób przyrządzenia truskawek, który może próbować porównania to babcine knedle. Ojoj, ślinka mi zaczyna cieknąć, kończę bo klawiatura zaraz będzie mokra ;-) No i jak nie przestanę to przed snem udam się na rekonesans do lodówki, a mam zrzucać a nie dorzucać kilogramy :)

P.S.Byłbym zapomniał - jak wyczytałem w gazecie ma w Łodzi miejsce III Ogólnopolska Wystawa Haftu Krzyżykowego Amatorów, to może być hit weekendu ;-)

chandler : :
cze 10 2005 na wysokim szczeblu
Komentarze: 5

Chyba jeszcze nie wspominałem tak dokładnie o tym, że mieszkam w starej kamienicy. Oznacza to między innymi to, że mieszkanie jest wysooookie. 3 metry jak drut. Jak stwierdziła moja mama jest to "bardziej przyjazne człowiekowi, jest czym oddychać". Może i tak, problem pojawia się jednak gdy trzeba umyć ciągnące się do sufitu okna, czyli dziś. Ponieważ jestem najwyższy z domowników (jak Bóg rozdawał rozumy to ja stałem w kolejce po wzrost... ale na rozum też się w sumie załapałem) to mnie przypada w udziale balansowanie na drabinie. Drabina ta ma kilka cech szczególnych. Po pierwsze jest zapewne prezentem ślubnym mojej babci. Serio, jest w domu "od zawsze". :) Poza tym w żaden sposób nie da się jej ustawić przodem do okna (nie sięgniesz firanki), trzeba bokiem. Po trzecie jest mało stabilna, a parkiet na podłodze z pewnością nie ułatwia jej zadania. No i ma stopnie w takich odstępach, że jak stoję na dowolnym z nich to ten wyższy wbija mi się boleśnie w piszczel... ot taki jej urok. Nienawidzę myć okien. A jeśli jest coś czego nienawidzę bardziej to jest to wieszanie firanek (człowiek, który wymyślił plastikowe karnisze i firanki z wszytymi żabkami pownien dostać nagrodę Nobla. I to cztery lata pod rząd. We wszystkich dziedzinach). Żabki u mnie w mieszkaniu pamiętają czasy gdy moja mama "na chleb wołała beb"... Ale co tam, przeżyłem. A to, że balansując na krawędzi życia i śmierci podkręciłem sobie znów kostkę, którą w zimie porządnie uszkodziłem na koszu u Krzema to szczegół nieistotny. W sobotę i tak zamierzam podjąć próbę usportowienia :)

chandler : :