Pogłoski o porwaniu mnie przez kosmitów są zdecydowanie przedwczesne i przesadzone :) Po prostu jakoś tak wyszło, że dopiero teraz się zabieram za uzupełnianie zaległości na blogu.
Po pierwsze wyjazd w Tatry z moim słoneczkiem był bardzo udany. Nie przeszkodziło nam w tym również takie prawdziwe (dosłowne, że tak powiem) słoneczko, które przez pierwsze 3 dni starało się utrudnić wszelkie próby wypadów w góry, dolinki i spacerki po okolicy. Pierwszego dnia spiekliśmy się na amen (zwłaszcza w okolicach karczków :) a potem nie było wcale lepiej. Pokój mieliśmy na poddaszu - duchota nieprzeciętna, chłodno zaczynało się robić około 22 (no może nei do końca tak chłodno, hehe :-D W sobotę nasi znajomi górale-gospodarze zaprosili nas na grilla z alkoholem co zaowocowało tym, że niedzielę spędziliśmy leeeeeniwie. Zresztą właśnie w niedzielę zaczęło padać i kropiło aż do czwartkowego wyjazdu mniej lub bardziej. Okazało się, że moje buty do chodzenia po górach się jednak nie do końca do tego celu nadają i poobcierały mi nóżki w typowych (pięta) i mniej typowych (małe palce u stóp - są zdecydowanie za wąskie) miejscach do krwi... Cóż jeszcze? Zakupiłem trochę oscypków i podarki dla rodzinki (m.in. bardzo fajną koszulkę dla brata - jak się zgodzi to wrzucę tu jego zdjęcie w niej). Jakby ktoś się wybierał do Bukowiny T. to polecam pensjonat "Krystyna" - Długa 7, naprzeciwko nowego kościoła :) Można się też wybrać na spacery po okolicy - na Litwinkę albo pod most na Białce (szczególnie gdy upały szaleją) - rzucanie kamieniami do rzeki to fantastyczna zabawa na gorące dni ;-P Acha i jakby ktoś chciał smacznie zjeść to w Bukowinie może być "U Michałków" (naprzeciwko poczty), a w Zakopanem "Żabi dwór" (jakieś 150 m w dół od wejścia do TPN do Doliny Strążyskiej).
Jadąc "tam" zjechaliśmy z A4 na Chrzanów i dalej Zator, Wadowice, Suchą Beskidzką, Zawoję, Jabłonkę i Czrny Dunajec. Tłok mniejszy i śliczne widoki (szczególnie Przełęcz Krowiarki, choć zimą chyba zbyt duży hardcore). Zatrzymaliśmy się w Wadowicach, aby zwiedzić dom Ojca Świętego - razem z nami wparowała tam m.in. jakaś azjatycka wyczieczka :) No i skonsumowaliśmy po kremówce, mniam.
A jadąc z powrotem zajrzeliśmy do Ikei w Krakowie. Kupiłem solidną szklankę do piwa/soku za 2 złote, parę pierdółek do domu, a poza tym zaczęliśmy dyskusję o gustach meblowych (no wiecie, tak przyszłościowo jakby co). Wygląda na to, że w gustach się różnimy nieco, ale oboje jesteśmy zdolni do negocjacji więc szanse na porozumienie są.
A teraz kończę tę notkę i piszę kolejną.